Po mojemu

O kryzysie

Odkąd sięgam pamięcią słowo „kryzys” miało dla mnie negatywny wydźwięk. Wydawało mi się, że jest to coś, czego powinnam się wystrzegać, unikać „jak ognia”. Jednak czy w świecie, gdzie z sytuacjami patowymi człowiek ma do czynienia właściwie od zarania dziejów, możliwe jest w ogóle uniknięcie załamania? Czy można mieć jakikolwiek wpływ na to, co przyniesie nam los? Przecież nasza rzeczywistość to jedna, wielka, permanentna zmiana – ewoluujemy my sami, zmienia się czas, środowisko, pory roku, ludzie wokół nas… I można by tutaj wyliczać przykłady w nieskończoność, aż patrząc globalnie doszłabym na przykład do zmiany klimatu, gdyż transformacje otaczają nas ze wszystkich stron. Ale nie to jest moim celem.

„(…) w każdym kryzysie ukryta jest szansa” Eckhart Tolle

            Dzisiaj kryzysu nie postrzegam już jako niebezpieczeństwo, ale bardzo wyraźnie widzę go jako szansę, okazję do działania, do zmiany w jakimś kierunku. Oczywiście zakładam przy tym, że będzie to zmiana na lepsze! I to właśnie ta pozytywna zmiana wpływa na to, jak odbieram trudności – doszukuję się w nich zalet.
            W moim optymistycznym podejściu do życia nie ma sytuacji bez wyjścia, a kryzys nie jest „końcem świata”, a zaledwie jego początkiem. Traktuję go w kategorii życiowego przełomu, od którego wiele się zmienia, zaczyna  . A nawet pokusiłabym się o stwierdzenie, że zmienia się wszystko. Otwiera się przede mną tyle możliwości! Mam okazję stać się zupełnie „nowym” człowiekiem.
              Oczywiście, bez upadków może być komuś cudownie, nie każdy ma potrzebę opuszczania swojej „strefy komfortu”… Lecz uważam, że z takim podejściem człowiek nie podejmie żadnych rozwojowych działań! Posłużę się tutaj słowami Toma Morrisa:

„Osiągnięcie jeszcze głębszego poziomu zrozumienia często sprawia, że człowiek zaczyna się skupiać na innych rzeczach, rezygnując z niepotrzebnych albo nieważnych aktywności na rzecz innych, ważniejszych”

Sądzę, że wyjście ze wspomnianej „strefy komfortu” jest nader wskazane, ponieważ daje okazję do jakże pozytywnych zmian pod wieloma aspektami.
            Samo już dostrzeżenie nadchodzącego niebezpieczeństwa i zmiany, która „depcze mu po piętach” niesie niesamowitą szansę na poprawę jakości życia. Moim zdaniem trzeba jedynie uzmysłowić sobie, iż próżne jest czekanie i nie ma nad czym się zastanawiać. Co należałoby zrobić? Niezwłocznie zacząć działać, tu i teraz, natychmiast! Dziś jest najlepszy moment. Bo jeśli nie dziś, to kiedy? Kiedy nadejdzie lepszy czas? A jeśli nie nadejdzie?
            Kolejna korzyść to motywacja. W moim odczuciu kryzys prowokuje do działania, mobilizuje. Sprawia, iż spektakularne zmiany stają się dostępne. Nagle możemy dostrzec, że zamiast realizować cudze cele, można skierować się ku własnym wizjom i marzeniom. Może wreszcie przestaniemy narzekać na swój los?
            Następnym walorem jest według mnie fakt, iż czas kryzysu i zmiany jest okresem, w którym przychodzi moment na porzucenie dotychczasowych rozwiązań, sprawdzonych sposobów radzenia sobie. Wówczas należy wypracować sobie, nauczyć się, nowych schematów, a to wymaga podjęcia czasem nawet wielu prób i poświęcenia czasu, ponieważ nauka jest niezwykle długotrwałym procesem. Jakie pojawiają się korzyści? Otworzenie się na nowe i nieznane, aczkolwiek warte poznania, a co za tym idzie większa uważność.
            Na koniec – niepowodzenia dają siłę. Myślę, że z każdego upadku człowiek powstaje silniejszy i bogatszy w doświadczenie. Pozwala mu to być zdecydowanie bardziej przygotowanym w przyszłości i szybciej reagować. Wystarczy jedynie wyciągnięte wnioski przełożyć na praktykę.

Życie wyśle Ci pewną wiadomość. Jeśli wiadomość do Ciebie nie dotrze, da Ci nauczkę. Jeśli nie zrozumiesz nauczki, pojawi się problem. Jeśli nie rozwiążesz problemu, zacznie się kryzys” Regina Brett

             W moim mniemaniu największą zaletą kryzysu i zmiany jest to, że mam możliwość zaprojektowania tego, co mi się tylko zamarzy. Bez względu na to jaki mam temperament, jakimi cechami osobowości dysponuję, mogę z moim życiem zrobić to, na co mam ochotę, mogę je dowolnie „przeprojektować”. I tylko ode mnie zależy czy do trudności podejdę z korzyścią dla własnego rozwoju, konstruktywnie, czy też destruktywnie. Zmiana zajdzie niezależnie od tego, ku której opcji się zwrócę. Może zatem warto zadbać o to, by wybór był jak najbardziej przemyślany?

2 komentarze

Skomentuj admin Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *