Blog,  Motywacja i inspiracje,  Osiąganie celów

O niedotrzymanych (sobie) obietnicach

            Czy pamiętasz, ile razy obiecywałeś sobie, że coś zmienisz, że zaczniesz nad czymś pracować? Czy nie mówiłeś, że od poniedziałku albo od pierwszego? Że teraz to już naprawdę, na poważnie. Ile było tych czasem nawet nierozpoczętych, niezrealizowanych czynności? A ile razy dałeś słowo drugiej osobie, a potem, no cóż, zraniłeś ją nie wywiązując się z obietnicy? Moim zdaniem niedotrzymywanie deklaracji danych nawet samemu sobie jest tak samo negatywne.

„Obietnice są jak księżyc w pełni: jeśli nie zrealizuje się ich od razu, z dnia na dzień maleją”

przysłowie niemiecki

            Tak łatwo jest o tym mówić, a tak trudno… No właśnie… Jeśli od razu nie zabieram się do pracy (nieistotne czy to nad sobą, czy to zawodowej, czy też do zwyczajnych porządków w domu) może zdarzyć się tak, że potem będzie już tylko trudniej. Oczywiście, są wyjątki od reguły i CZASAMI ktoś potrzebuje się trochę poociągać, nazbierać tych zaległości, by następnie ruszyć z kopyta. Podkreślam: czasami 😊 W prawdziwym życiu naprawdę niewiele jest takich wyjątków.

            Tak więc dlaczego wciąż odpuszczam, a potem tego żałuję? (Uwaga: w celowym odpuszczaniu dla utrzymania higieny swego umysłu, takiego odpuszczania, z którego nie wynika poczucie winy i zawód, nie ma według mnie nic złego – tutaj przeczytasz o świadomym odpuszczaniu.) Co mogę zrobić, aby wreszcie coś zmienić? Na czym tak bardzo mi zależało, na jakie genialne pomysły wpadałam, a później, z dnia na dzień, tak bezpowrotnie mi to umknęło? Stop, nieprawda, że bezpowrotnie! Teraz jest jeszcze lepszy czas, by się za to zabrać niż wtedy. Nie wszystko jest stracone. Nie wierzysz? A chcesz się przekonać? Czy chcesz zacząć robić COKOLWIEK na swoją korzyść, a nie szkodę? Czy podejmiesz wyzwanie i spróbujesz się dziś zmierzyć ze swoimi niedokończonymi, tudzież jeszcze nierozpoczętymi działaniami?

            Ponieważ znam to wszystko z autopsji (nikt nie jest idealny, prawda?), przedstawiam Ci kilka moich ulubionych wariantów na radzenie sobie w takich sytuacjach. Generalnie jest ich znacznie więcej – jeśli masz ochotę jeszcze o tym poczytać, daj mi proszę znać w komentarzu.

            Zatem:

➡️ Spisywanie wszystkiego – dosłownie WSZYSTKIEGO i to najlepiej na papierze. Do mnie ten sposob akurat najbardziej przemawia, ponieważ jestem wówczas w stanie ogarnąć wzrokiem (przynajmniej wzrokiem) kolejne kroki, które są przede mną.

➡️ Planowanie z wyprzedzeniem – niektóre zobowiązania są zbyt duże do wykonania na raz, inne wymagają wypracowania odpowiednich nawyków. Dlatego często dzielę je na mniejsze i zapisuję w kalendarzu datę ich wykonania/ukończenia.

➡️ Rozważanie ewentualnych konsekwencji – zastanawiam się, czym grozi mi niewykonanie danej czynności i czy naprawdę mi się to „opłaca”? Co się może takiego stać, jeśli zawalę? Czy mogę sonie na to pozwolić? Czy nie lepiej zrobić to i mieć „święty spokój”?

➡️ Przydzielanie konkretnej ilości czasu – jeśli powiedzmy mam zrobić raport/napisać esej/posprzątać garaż i wiem, że zazwyczaj jest bardzo opornie… albo zazwyczaj oddaję prace po terminie etc., to mogę przecież umówić się ze sobą, że będę temu poświęcać codziennie 30 czy 15 minut, prawda? Na przestrzeni tygodnia czy chociaż weekendu te cenne minuty sumują się i dają jakże pozytywny efekt.

➡️ Zmuszanie się do działania – no cóż, czasem i tak bywa…

            Wierzę, że radzenie sobie z problemami (jakiejkolwiek wagi by one były) może zainspirować Cię do bycia silniejszym na co dzień. Uwierzysz w siebie i dostaniesz skrzydeł, by spełniać coraz odważniejsze wizje. Tego Ci serdecznie życzę 🙂

„Każdy człowiek, który ma poczucie własnej indywidualności,
żyje swoją miłością, swoją pracą
i nie przejmuje się tym, co myślą o tym inni”

Osho

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *