Minimalizm

O oczyszczaniu przestrzeni z #MinsGame (cz. III)

„Nawet dysponując skromnymi środkami, możemy osiągnąć swój cel, i czyniąc rzeczy drobne, możemy dokonać rzeczy wielkich”

Teresa z Lisieux

Tydzień pierwszy

Podejmowałam działania TU i TERAZ, bez niepotrzebnego zamartwiania się o przysłowiowe jutro (czego pozbędę się jutro i czy wystarczy mi sił i materiału na koniec miesiąca). Dużo myślałam o definicji minimalizmu, aż doszłam do wniosku, iż po pierwsze oznacza on dla każdego coś innego, a po drugie… nie widziałam w tym siebie i mojej rodziny. Podczas, gdy liczba przedmiotów z dnia na dzień niezauważalnie się zwiększała, za główny cel obrałam UPRASZCZANIE mego ciężkiego żywota 😉

Tydzień drugi – UWAGA: korzyści 🙂

Przetrwawszy pierwszy tydzień zdążyłam – myślę, że nad wyraz trafnie – zauważyć, iż to wyzwanie nie tylko genialnie USUWA przedmioty z mego otoczenia – choć to przede wszystkim – ale też poprawia mi samopoczucie, ponieważ mnóstwo dobrych rzeczy dzieje się zupełnie PRZY OKAZJI:

➡️ Przy okazji mam więcej energii.

➡️ Przy okazji jestem spokojniejsza.

➡️ Przy okazji częściej myślę, aby zjeść coś zdrowszego niż zazwyczaj.

➡️ Przy okazji myślę sobie: no, to zrobię dziś te 12000 kroków.

➡️ Przy okazji mam lepszy dzień i nastawienie do życia.

➡️ Przy okazji stałam się uważniejsza.

➡️ Przy okazji zarobiłam kilka funtów.

Przy okazji… no dobra, dajcie znać, co się tam u Was wyprawia?

Tydzień trzeci

Cała ta akcja sprawiła, że zaczęłam ograniczać przedmioty wokół mnie, czego walorem jest między innymi możliwość konkretnej organizacji. Wniosek?

Ograniczanie jest w porządku i mam na myśli nie tylko rzeczy materialne.

Weźmy na przykład ograniczanie zadań – jeśli nie nałożymy na siebie zbyt wiele (nie mówię tym samym, aby sobie folgować zupełnie, nie odczytajcie tego źle), to zdecydowanie lepiej poradzimy sobie z obowiązkami. Zaczęłam doceniać planowanie z głową, JEDNA RZECZ NA RAZ. Przy okazji nie tracę czasu na wracanie do rozpoczętego już działania, ponieważ mam je ukończone za jednym podejściem. Czy warto spróbować, jak sądzisz?

Tydzień czwarty

Po takim czasie zaczynam odczuwać, że wyrabiam w sobie NAWYK. I to nie byle jaki.

Jest mi łatwiej pozbywać się rzeczy, już nie potrzebuję przez godzinę dumać czy może jednak ta gazetka jeszcze mi się kiedyś przyda. A wierzcie, iż był kiedyś taki czas, że za gazetką, to ja…

I mogę powiedzieć, że naprawdę jest mi lżej, zrzucam również ten emocjonalny balast. I nagle robi się miejsce i czas na to, by wyjść na dłuższy spacer, upiec sobie odżywcze ciasteczko do kawy (zamiast wciągać batona ze sklepu), wrzucić warzywa do blendera i przygotować zdrowy koktajl…

Taka niewinna zmiana dookoła mnie, a tu nagle wewnątrz…

Aż strach się bać, co kolejne dni przyniosą…

I na koniec…

Ogarniam i ogarniam, przeglądam, oddaję, sprzedaję, wyrzucam…

Zadałam dziś sobie pytanie: po co ja to robię? Chcę zostać minimalistką? Nieee, jeszcze daleko mi do tego. ALE. Już wiem o co mi chodzi – chcę więcej przestrzeni, mniej rzeczy, mniej sprzątania, spokojniejszej głowy, więcej czasu na przyjemności etc.

Zdałam sobie dziś sprawę z tego, iż nie jestem w stanie tego dokonać w 30 dni, jednak zależy mi, aby zrobić ten mały krok do przodu, szczególnie po tych dwunastu miesiącach z dzidziusiem, kiedy naprawdę sporo odpuściłam. Taka namiastka minimalizmu bardzo jest u mnie w obecnym momencie życia na miejscu i pomaga mi w upraszczaniu codzienności, a czyż nie o to chodzi?

P.S. Wyzwanie minsgame ma się ku końcowi, a mnie nie przestaje zadziwiać to, jak niewiele czasu wymaga takie przejrzenie rzeczy!

Więc… dlaczego nie robiłam tego wcześniej?! Czy też tak masz?


Będzie mi bardzo miło, jeśli dasz znać, co sądzisz o tym tekście? Czy był dla Ciebie pomocny? A może warto go podać dalej, komuś kto akurat tego potrzebuje? Sprawisz mi ogromną radość zostawiając ślad swojej obecności tutaj lub odwiedzając mój profil na Instagramie. Do napisania!

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *